5/09/2012

MAJÓWKA


Życie w Singapurze jest pełne różnych aktywności i dni płyną tu dosyć szybko. Jest to jednym z powodów mojej przerwy w blogowaniu. Kolejnym jest to, że chyba dopadła mnie klątwa wszechobecnej klimatyzacji i czuje się średniawo, a także obowiązkowe atrakcje przeprowadzkowe jak wizyta w Ikei. Dziś udało mi się wyrobić przed 12 pm, więc mam chwilę, by coś napisać. A jest co:)
Podobnie jak w Polsce Singapurczycy też mają długi majowy weekend, tyle, że zamiast 3ego wolny jest 5 maja. Nie udało mi się dowiedzieć, czego dotyczy to święto, bo tutaj generalnie święto to święto, a więc wolne, czyli nie trzeba dalej wnikać. Kolejnym bardzo fajnym singapurskim zwyczajem jest przekładanie święta, które wypada w weekend na pierwszy dzień pracujący. Niestety nie wszyscy pracodawcy to praktykują, np Magda musiała iść w poniedziałek do pracy, kiedy my, szczęśliwcy wylegiwaliśmy się na plażach Bintanu.
Bintan to niewielka wyspa w Indonezji, która w zdecydowanej większości jest obszarem turystycznym. Leży jedynie 40 kilometrów od Singapuru, więc niespełna godzinę drogi promem. Z tego też powodu większość weekendowych turystów to mieszkańcy Singapuru, a w każdym miejscu można płacić Singapurskimi dolarami. Ma to swoje plusy, bo Indonezyjczycy operują podobnymi kwotami jak my przed dewaluacją złotego, tak więc kiedy dostajesz rachunek za obiad opiewający na jakieś 700 000 rupi, dobrze jest z boku zobaczyć jakąś bardziej przyjazną kwotę. (7500 rupi = 1 S$).
Indonezja o bardzo piękny kraj, w którym mieszkają bardzo mili i życzliwi ludzie, pomijając panów z firmy taksówkarskiej, którzy chcieli nas naciągnąć na taksówkę do naszego hotelu za 80 $, twierdząc, że na Bintanie nie ma żadnych autobusów. Nie wiedzieli jeszcze co to zadzierać z Polką, zaraz znalazłam nasz darmowy shuttle, na który załapali się od razu i inni goście:)
Bintan poza swoimi "klasycznymi" atrakcjami jest miejscem podróży pasjonatów golfa i wędkarzy. My jednak pozostaliśmy przy podstawowym pakiecie oglądając rafę koralową, jeżdżąc na skuterze wodnym czy słoniach w tutejszym jumbo parku. Dodatkową atrakcją była przypadająca w ten weekend pełnia, podczas której księżyc znajdował się w najmniejszej odległości od ziemi, a oglądany na wybrzeżu morza południowochińskiego wyglądał szczególnie pięknie.
Niestety przez moją wrażliwość na ostre jedzenie nie mogłam w pełni rozkoszować się przepyszną lokalną kuchnią. Moje żywieniowe ograniczenia stają się coraz większym utrapieniem w tej części świata. Przy jednym z obiadów zapomniałam zapytać o owoce morza i ryby i dostałam śliczny filecik z jakiejś ryby o egzotycznej nazwie, którą wzięłam za sposób przyrządzenia mięsa. Ale przygotowana została bez chilli :)
Na Bintanie trudno się nudzić, nawet jak pada zenitalny deszcz można iść, tak jak my, do spa, albo jak chińczycy bawić się na karaoke:)

niestety znów coś pozmieniali na bloggerze i nie moge zamiescić filmikow ze słoniami :(





























No comments:

Post a Comment