7/28/2012

NO HAPPY ENDING


Dla zaznajomionych z tematem tytuł powie wszystko o salonie masażu, który wybraliśmy:) Bez żadnych wpadek rodem z Kac Vegas spędziliśmy bardzo miłe popołudnie wyginani i przygniatani przez tajskie masażystki. Już wcześniej byłam na tajskim masażu w Polsce, wykonywały go też Tajki, więc nie zaskoczyła mnie ta metoda. Drugi masaż był z olejkiem i chyba nie ma nic lepszego po całym dniu zwiedzania niż zrelaksowane ciało pachnące jaśminem :)

For those who know something about thai massage the title will say what type of massage salon we chose:) Without any adventures Hangover like we spend a very nice afternoon being bended  and squeezed by thai masseurs. I have been to thai massage in Poland and it was at the place with thai staffso i wasn't surprised with this method but it was nice to have this massage in the country of orgin. Next massage we had was made with oil and I think that there is nothing better after a whole day of sightseeing than relaxed body smelling jasmine.

masażowe ubranko



7/27/2012

SIAM NIRAMIT

słoń tłuścioch
Z polecenia Tomasza kolejnym miejscem na mapie naszego zwiedzania Bangkoku był teatr Siam Niramit. Jednak teatr to trochę za mało jak na to, co można tam zobaczyć. Nie wiem, jakim cudem, ale obsługujące nas biuro podróży oferowało bilety z kolacją w cenie biletów zwykłych - wszystkim polecam Forever Travel w Bangkoku :)
Tak więc w ramach wstępu była dosyć wypaśna kolacja, a potem można było zwiedzić coś w rodzaju skansenu. Czyli jak na nasz czas zwiedzania stolicy Tajlandii świetna atrakcja - kultura i historia w pigułce.
Sam show robi spore wrażenie, a Europejczykowi daje sporo do myślenia nad różnicami kulturowymi. Aktorzy i tancerze w 1,5 h opowiadają o historii, kulturze i religii Tajlandii. Ja później cały wieczór spędziłam na analizowaniu różnic między hinduizmem i buddyzmem i jak to jest wierzyć w tylu bogów, którzy dodatkowo są mało boscy, a także nad tym, że wszyscy jesteśmy ludźmi, ale ten sam świat widzimy zupełnie inaczej.

i znowu słoń

słoń zostanie najprawdopodobniej maskotką moich azjatyckich podróży

przyglądając się tancerzom nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że transseksualizm leży gdzieś głęboko w kulturze Tajlandii


pole ryżowe

pani tka oczywiście razem z królem :)

jedwabniki


porozumienie ponad podziałami rasowymi :)

ten rytuał ma przynieść nam szczęście


Film niestety słabej jakości, ale troche pokazuje jak wygląda spektakl.

7/23/2012

SOME LIKE IT HOT


O tajskim jedzeniu opinie słyszałam różne. Niektórzy narzekają na mieszankę słodko kwaśnych smaków, inni na to, że za ostre. Nasz ulubiony stall w foodcourtcie na lanczu w pracy to ten z tajskim jedzeniem, gdzie zawsze musze poprosić o no chilli, a jak mi się uda dogadać, to jedzenie jest smaczne. Dzięki mnie jedna z pań sprzedających poduczyła się trochę angielskiego;) 
Generalnie Tajom nigdy nie można ufać, gdy mówią, że coś nie jest ostre, bo można przypłacić to życiem. Ja swoje ratowałam kilka razy. Jednak da się i nie jest to aż tak trudne, znaleźć dania zupełnie lub mało ostre (bo mój język zaadaptował już pewną dozę ostrości:)). Zupy zdecydowanie bardzo hot, szczególnie tom yam, która podobno wypala do bólu. 
Ja z pewnością nigdy nie będę osobą, która w pełni zasmakuje tajskiej kuchni dlatego, że nie jem owoców morza i ryb, które podobno są tu znakomite :)
W Tajlandii trzeba koniecznie spróbować street food. Zrozumiałe są obawy przed zatruciem pokarmowym, bo każde miejsce, gdzie takie jedzenie można kupić na pewno sanepidu nie widziało, ale mój wrażliwy żołądek dał radę :)
Dzięki przetrząśnięciu internetu w poszukiwaniu ciekawych miejsc w Bangkoku dotarliśmy do restauracji Baan Khanitha o przepięknym wystroju, świetnym klimacie i jedzeniu. To tam zjadłam moje pierwsze mango with sticky rice i o ile za polskimi deserami ryżowymi nie przepadam, ten pokochałam na zawsze! Sticky rice to tradycyjny tajski ryż. Chciałam zrobić sobie w domu, ale tutaj, jak kupujesz ryż, to od razu trzeba brać 5 kg :/ Lody kokosowe też nigdy nie były moim ulubionym smakiem, ale tajskie zrobione są z kokosa i mleczka kokosowego, przez co mają niepowtarzalny, delikatny smak. mmmmmmm!
Ceny bardzo przystępne, gorąco polecam :)  link do Baan Khanitha
przystawka w Baan Khanita



nie wiem, czego to liść, ale bardzo dobry





mango with sticky rice!



pani szykuje street food

lokalne pieczarki

inne przysmaki - suszone rybki





7/17/2012

HI TIGER


Nikhil już w Bangkoku był mega podekscytowany wizją spotkania tygrysa. Pewnego razu zobaczyłam go jak rozmawiał z jednym Tajem na ulicy, jeszcze bardziej podekscytowany. Taj jednak zamiast tigers show, którego oczekiwał, oferował mu thai girls show:)


Świątynia Tygrysów zdecydowanie różni się od pozostałych świątyń Tajlandii. Właściwie sam budynek nie jest tu ważny. Oddalona około 150 km od Bangkoku siedziba buddyjskich mnichów to przede wszystkim ogromny teren po którym prawie wszystkie mieszkające tam zwierzęta żyją sobie na wolności. Przed wejściem należy podpisać dokument, że jest się tego świadomym oraz, że jeśli jakiekolwiek zwierzę nas zaatakuje, to mnisi nie ponoszą za to odpowiedzialności.
Wydawało się to zwykłą formalnością, ale nie uniknęliśmy sytuacji ekstremalnych, kiedy można było mieć niezłego stracha.
Pod koniec naszego pobytu na terenie świątyni, późnym popołudniem, wracaliśmy jako jedni z ostatnich do swojego wana. Oczywiście moja ciekawość i chęć zaglądania we wszystkie kąty ściągnęła na nas kłopoty.
Po drodze do wyjścia złapał nas deszcz, który dosyć szybko przerodził się w burzę. Schronienie znaleźliśmy pod tym samym dachem, co grupa bizonów, podejrzliwie nas obserwująca. Stojąc w tak niewielkiej odległości od tych dosyć wielkich zwierząt, perspektywa biegu w ulewie wydawała się mniej przerażająca.
Na szczęście na ratunek przybyła nam inna grupa turystów z wielkim parasolem.
Więcej o świątyni.
Zdjęcia w większości wykonane przez wolontariuszy, którzy mieli znać się na fotografowaniu, ale nigdy nie wierz Australijczykowi ;)



baby tiger...

and daddy tiger :)

pobudka!



w Azji czasem chodzimy na spacer z mnichem i tygrysem



nowa dziewczyna króla Juliana


najbardziej podejrzliwy bizon, z którym mieliśmy małe tete a tete:)

nadciągająca pomoc
 

7/15/2012

TEMPLE RUN

Brahma
 Jeżeli komuś się wydaje, że w Polsce mamy przesyt kościołów, kapliczek i krzyży na każdym kroku, to w Tajlandii świątyń i innych miejsc kultu znajdziemy chyba jeszcze więcej. Nie wiem, jak to wygląda w liczbach, ale ogólne wrażenie jest takie, że na każdej ulicy można zobaczyć co najmniej jedną 'kapliczkę' buddyjską. Świątynie również zaskakują, nie tylko ilością, ale i przepychem.
Miejsca kultu dzielą się na świątynie, domy modlitewne i, to na pewno nie jest prawidłowa nazwa, kapliczki. Zdjęcie powyżej pokazuje dom modlitewny, jednak nie buddyjski, ale hinduistyczny. Ze względu na klimat dom jest raczej pojęciem metaforycznym, bo fizycznie wszystko znajduje się w otwartej przestrzeni. Przybytek należy do hotelu Erawan i ma dość krótką, ale bogatą historię czytaj więcej.
Było to moja pierwsze spotkanie z religią hinduistyczną od czasów wizyty w świątyni na Little India. Szok kulturowy już może łagodniejszy. Największe wrażenie robią przynoszone przez wiernych dary. Widać po nich, że hinduscy bogowie nie są bardzo wybredni i zadowolą się głową świni, soczkiem w kartoniku czy tuzinem jaj.



powszechne w tutejszych świątyniach kwiaty lotosu






tancerki w tradycyjnych tajlandzkich strojach
Kolejnym przystankiem naszego temple run była Wat Arun, świątynia hinduska na przeciwległym do pałacu królewskiego brzegu rzeki. Wzniesiona została przez, jak to określił nasz przewodnik, króla numer 2:) Przewodnik był bardzo pocieszny, pomijając jego angielski serwował, nam co jakiś czas bardzo śmieszną historię o tym, jak wczoraj zadzwonili do niego dwaj uczestnicy wycieczki i odwołali swój udział. Generalnie historia na tym się zaczyna i kończy, nie mniej naszego przewodnika bardzo śmieszyła:)
Wracając do świątyni, to co widzimy dziś jest jakby skorupą dla poprzedniej świątyni. Dalej można ją (te poprzednią świątynię) zobaczyć we wnętrzu, jednak nie jest to widok dla oczu turystów. Całość pokrywa chińska porcelana, która potłukła się w trakcie transportu, ale król wpadł na genialny pomysł, aby wykorzystać ją właśnie w takim celu czytaj więcej.
Wspięcie się na najwyższe piętro to spory wysiłek, biorąc pod uwagę również panujący upał. Schody miejscami mają około 50 cm wysokości. Jeszcze gorsze jest schodzenie, może zakręcić się w głowie:)













Przywiązanie Tajów do religii przejawia się niemal na każdym kroku. Wszędzie tam znajdują się jakieś religijne znaki, symbole, miejsca. Mnie bardzo zachwyciła 'kapliczka' przy floating market. Wykonana bardzo starannie, oddająca wiele szczegółów. Pomimo tego, nie do końca rozumiem, co te figury oznaczają i jakie mają powiązanie z wiarą, ale obrazek bardzo ładny, przypomina trochę sztukę zakopiańską (zdjęcia nr 2 i 3).


Najbardziej okazałe ze wszystkich świątyń jakie widzieliśmy, są oczywiście świątynie przy pałacu królewskim. Nie wierzcie amerykańskim przewodnikom - na pewno więcej niż godzina zwiedzania ;)

Trudno w cztery dni zobaczyć wszystkie bangkockie miejsca kultu, bo jest ich około 400, więc na pewno kiedyś tam wrócimy.

chyba bogaciej niż na Wawelu :)







święcenie głowy za pomocą lotosu



tak się prezentują moje globtrotersie spodnie :)





 Byliśmy jeszcze w Świątyni Tygrysów, ale o tym w następnym odcinku :)

Zdjęcia pochodzą z dwóch różnych aparatów, a niespójność estetyczna wynika z mojego zaawansowania czy niezaawansowania w technice fotografii. Przewidywany progres :)