7/17/2012

HI TIGER


Nikhil już w Bangkoku był mega podekscytowany wizją spotkania tygrysa. Pewnego razu zobaczyłam go jak rozmawiał z jednym Tajem na ulicy, jeszcze bardziej podekscytowany. Taj jednak zamiast tigers show, którego oczekiwał, oferował mu thai girls show:)


Świątynia Tygrysów zdecydowanie różni się od pozostałych świątyń Tajlandii. Właściwie sam budynek nie jest tu ważny. Oddalona około 150 km od Bangkoku siedziba buddyjskich mnichów to przede wszystkim ogromny teren po którym prawie wszystkie mieszkające tam zwierzęta żyją sobie na wolności. Przed wejściem należy podpisać dokument, że jest się tego świadomym oraz, że jeśli jakiekolwiek zwierzę nas zaatakuje, to mnisi nie ponoszą za to odpowiedzialności.
Wydawało się to zwykłą formalnością, ale nie uniknęliśmy sytuacji ekstremalnych, kiedy można było mieć niezłego stracha.
Pod koniec naszego pobytu na terenie świątyni, późnym popołudniem, wracaliśmy jako jedni z ostatnich do swojego wana. Oczywiście moja ciekawość i chęć zaglądania we wszystkie kąty ściągnęła na nas kłopoty.
Po drodze do wyjścia złapał nas deszcz, który dosyć szybko przerodził się w burzę. Schronienie znaleźliśmy pod tym samym dachem, co grupa bizonów, podejrzliwie nas obserwująca. Stojąc w tak niewielkiej odległości od tych dosyć wielkich zwierząt, perspektywa biegu w ulewie wydawała się mniej przerażająca.
Na szczęście na ratunek przybyła nam inna grupa turystów z wielkim parasolem.
Więcej o świątyni.
Zdjęcia w większości wykonane przez wolontariuszy, którzy mieli znać się na fotografowaniu, ale nigdy nie wierz Australijczykowi ;)



baby tiger...

and daddy tiger :)

pobudka!



w Azji czasem chodzimy na spacer z mnichem i tygrysem



nowa dziewczyna króla Juliana


najbardziej podejrzliwy bizon, z którym mieliśmy małe tete a tete:)

nadciągająca pomoc
 

No comments:

Post a Comment