9/27/2012

WALKING IN HANOI


Świt to dobrze nam znana pora w Hanoi. Chcąc zobaczyć jak najwięcej, przy dość ograniczonym czasie, trzeba się było spiąć w sobie i zmusić do porannej pobudki. Jak zwykle bywa, wstawanie to moment najcięższy, później jakoś idzie, a nawet jest całkiem fajnie :)
Trudno jest przejść ulicami Hanoi od tak, nie oglądając się co chwila na specyficzne zajęcia mieszkańców. Jeszcze trudniej, kiedy masz w dłoni aparat fotograficzny. Pamiętam, jak do Krakowa przyjechali Syryjczycy i przejście ulicą zajmowało im czasami kilka godzin. Może nie pobiliśmy tego rekordu, ale odwracanie naszej uwagi od marszu było dosyć częste. Po drodze spotykaliśmy wielu ciekawych ludzi, kury i koguty, a także mijaliśmy wiele nietypowych miejsc, jak ulicę, która zamiast jezdni miała tory kolejowe. Zostałam też zaatakowana przez jedną babcię, która wzięła mnie, jak wielu Wietnamczyków, za amerykańską turystkę. Sądząc z jej reakcji, nie jest zbytnią entuzjastką Amerykanów, ale tak w ogóle, to wciąż nie jestem pewna, czy częste pytania o to, czy jestem z Anglii lub USA traktować jako komplement czy raczej przeciwnie...
W Temple of Literature, która wbrew nazwie, nie jest tylko świątynią, ale pierwszym wietnamskim uniwersytetem, liczącym sobie już 1000 lat. Natknęliśmy się tam na wycieczkę szkolną, która na widok wysokiej blond dziewczyny (czyli mnie :)) zareagowała prawie tak, jak fani na hollywodzkie gwiazdy. Trudno mi było powiedzieć nie, w związku z czym przeprowadzona była cała sesja fotograficzna - grupowa i z każdym z osobna. To było moje 5 minut sławy :)
Nie mieliśmy szczęścia spotkać się z Ho Chi Minhem, bo, jak to określił Alek, wyjechał na tournee do Rosji (gdzie przechodzi coroczną konserwację). Musieliśmy się zadowolić zdjęciami pod mauzoleum.

Temple of Literature

mój żeński fanklub
mój męski fanklub :)
hanoiski duloc :)
mauzoleum Ho Chi Minha
American Girl


No comments:

Post a Comment