4/29/2012

LAZY SUNDAY



I've heard that the weather in Poland is getting better and better and a temperature is only 5 degrees lower than in Singapore. Nice:) Here you can find the spots we miss a lot in Poland during a heat. Open air swimming pool is what I love so much! Lying under a palm couldn't feel so pity for those who are in Poland thanks to this great weather news :)
Fortunately for my skin the sun wasn't as strong as it was yesterday when I went red :)
During weekends it is hard to get bored. Sometimes you can have problem with resting.
On friday we went to Zouk for Groove Armada dj set. It was great to see them again:) Zouk is a Frantic style club where you can meet people doing amaizing things like chewing gum (chewing gum is forbidden in Singapore) or widly dancing being compleatly drunk which is more familiar. Not too many of Zouk guests are interested in music which is much better in Frantic and because of that party wasn't as good as could be.
The rest of the weekend was lazy and slow and I really enjoyed it cause what is better than swimming and lying on a sunny day?
Living in condo in Singapore you can feel like a lot of people in Poland would like to feel but without extra paying all the time. Here you have a swimming pool, gym and other facilities included in a price and don't need to pay for an entrance every month. What's more thic kind of residences is very common here while in Poland we see it as very luxury and special :)

On the Bendemeer Street the funeral is still going on. Today they sing collectively and it was a bit weird to hear their songs and a band playing careless whisper just on another side of a street...

Thanks god tuesday is a holiday:)














watching tv at foodcourt





4/27/2012

WHAT IS NEXT?



Dla każdego z Polaków w Sinapurze, z którymi o tym rozmawiałam, pierwszą myślą było, że Chińczycy zorganizowali sobie jakiś piknik czy coś takiego. Tym większe jest późniejsze zaskoczenie, jak dowiadujemy się, że ta impreza pod blokiem to pogrzeb. Można go porównać jedynie do naszej stypy. Ale estetyka i czas jego trwania zupełnie odbiegają od naszych europejskich realiów.
Pogrzeb urządza się pod domem - w naszym przypadku blokiem HDB. Jest kolorowo i raczej średnio ponuro. W centrum zainstalowany jest podest z urną i zdjęciem zmarłego, przyozdobiony bogato różnymi religijnymi akcesoriami, których niestety jeszcze nie rozumiem. Dookoła stoją plastikowe stoliki i krzesła. Pogrzeb trwa nieparzystą ilość dni, aby nie przynieść nieszczęścia. Od Magdy wiem, że tej ceremonii często towarzyszy jakiś pochód z biciem bębnów, ale tego jeszcze ani nie widziałam, ani nie słyszałam.
Generalnie tutejsze wierzenia mogą wywołać spory szok kulturowy. Powszechne są sklepy z papierowymi dobrami takimi jak iphone, markowe ubrania, samochody, domy, pieniądze, biżuteria itp. Nie do końca rozumiałam ich przeznaczenie, a teraz wiem, że w takim sklepie kupujesz np. samochód, prawdopodobnie odprawia się jakiś obrządek lub odmawia modlitwę, a następnie to papierowe cacko spala, wysyłając tym samym dziadkowi czy innemu krewnemu w zaświaty...
Pogrzeb zaczął się w środę, wczoraj były bębny a dziś odprawiane jakieś modły. Chciałam nakręcić dłuższy filmik, ale chyba jest coś nie tak z ustawieniami mojego aparatu, bo filmik automatycznie przestawał się kręcić, albo mój canon czuł się na tyle nieswojo kręcąc tę scenę, że sam postanowił nałożyć cenzurę. Szczerze mówiąc mocno wahałam się, czy nagrywanie w tym momencie jest wskazane, ale że ta kultura dopuszcza chyba fotografowanie wszystkiego, tak więc powzięłam ryzyko. Nikt nie zwrócił mi uwagi, więc przyzwyczajona do naszych uduchowionych i nawiedzonych babć uznałam, że nie przekroczyłam granic nietaktu.


zapomniałam o trzymaniu aparatu w poziomie :P







4/26/2012

WE WENT OUT



Jedną z rzeczy, za które zdecydowanie lubię Singapur to tutejszy rytm dnia. Wyznacza go głównie praca oraz pory jedzeniowe. W przeciwieństwie do Krakowa czy Warszawy każdego dnia zamiast wracać do domu i oglądać serial w internecie na ulice wychodzą tłumy głodnych pracowników i turystów. Czasem różnorodność potraw może być męcząca, szczególnie, jak się wielu z nich nie zna i ciągle trzeba pytać, czy to jest ostre albo czy nie jest krewetką lub rybą.
Mimo sporadycznych problemów wieczorne obiady są fajne. Z okazji ostatniego wyjścia chcę tego posta, ponieważ widzę, że dedykacje dobrze się przyjęły, zadedykować Kasi, która niedługo nas opuszcza i z okazji czego wybraliśmy się na wspólny dinner.
Chinatown obfituje w liczne azjatyckie specjały, ale niestety tutejsza kuchnia jest dość uboga w warzywa. Dlatego od pewnego czasu krążę między wszystkimi budkami w poszukiwaniu czegoś bardziej wege, bo mój organizm bez warzyw nie funkcjonuje. Na szczęście jeden z moich szefów jest wegetarianinem i polecił mi parę miejscówek. Sprawdzę niebawem :)
Z dobrych wiadomości dostałam dziś klucze do biura, więc czuję się jak prawdziwy architekt:)






kokos/coconut


dla smakoszy

4/25/2012

MORNING GLORY



Do tej pory mieszkam na tyle blisko ulicy Jalan Besar, gdzie znajduje się moje biuro, że do pracy mogłam chodzić, a nie jeździć. Jest to zawsze zaskakujące dla Singapurczyków, bo oni podobne dystanse pokonują metrem, autobusem, a najlepiej taksówką. Jednak, nie tylko ze względu na oszczędność, wolę tę trasę pokonywać pieszo. Choćby po to, by móc odkrywać niezwykłe miejsca, które dla wielu innych mieszkańców są bardzo przeciętne, a we mnie wywołują takie samo zainteresowanie, jak u nich blondynka z Europy :)

Now I live close enough to Jalan Besar Street so I don't need to use any public transport to get to work. It is surprising for the Singaporeans who for this distance would prefere to take a bus, mrt (singaporean underground) or, what is the best, a cab. But not only because of saving money I prefere to walk. During this everyday trip I can discover some amaizing spots which for an avarage citizen are quite ordinary but for me they seems to be as exciting as a blond europena girl to them :)















4/21/2012

BY NIGHT



Kiedy w Polsce z nadejściem weekendu wypatrujemy słońca i liczymy na wysoką temperaturę, w Singapurze weekendowe ochłodzenie jest idealne na relaks. Temperatura dziś zdecydowanie spadła i osiągnęła jakieś 25 stopni celsjusza, a niebo pokryte jest chmurami, więc można założyć długie spodnie, a czasem trzeba sięgnąć po bluzę :)
Wczorajszy dzień był pod względem warunków atmosferycznych zupełnym przeciwieństwem soboty. Na szczęście siedząc w biurze można nawet nie zauważyć, że upał jest nie do zniesienia, bo każde pomieszczenie jest mocno klimatyzowane. Częste kichanie i smarkanie współpracowników to norma, do której trzeba przywyknąć. Wychodząc wieczorem dopiero zdajesz sobie sprawę z panującego gorąca, gdyż nie ma szczególnej różnicy między nocą a dniem.
Z racji tego, że ceny alkoholu w Singapurze mogą wpędzić w abstynencję i stać na niego mało kogo, popularnym miejscem na wieczorne spotkania jest Clarke Quay. Jest to most pieszy, który nocą zamienia się w centrum życia towarzyskiego. Niedaleko stąd do różnych clubów, więc zawsze można się gdzieś przenieść. Najpowszechniejszym jednak sposobem na wieczór jest zakup napoi w seven eleven (taka singapurska żabka całodobowa) i pójście z nimi na most.
Tak też wczoraj uczyniliśmy spotykając się w małym polonijnym gronie:)

When it comes to the weekend in Poland we count on a sunny and woarm weather but in Singapore when the temperature falls during a weekend it is like a blessing and great conditions to relax. Today the temperature felt much and it is about 25 degrees and the sky is covered with clouds so you can wear long legs pants or even a sweater:)
Yesterday in terms of weather conditions was absolutely different. Fortunately or unfortunately sitting a whole day at office you can't notice the heat because every room is air conditioned. Frequent sneezing and coughing of coworkers is normal and you need to adjust to it.
Going out in the night you can discover the heat because there is no difference between night and day.
Becuase the prices of alcohol in here could make you an abstinent and just a few of people can efford buying the drinks in clubs Clarke Quay is a popular spot for the evening meetings. It is a bridge for pedestrians which turns into a center of social life at night. Frome there you can eaisly get to the clubs as well but the most populat thing to do is buying the drinks in seven eleven (singaporeans grocery shop you can find everywhere) and go to the bridge.
This is how we met yesterday in a polish small group:)



4/20/2012

DRINK LADY



Wczoraj zapomniałam przedstawić na zdjęciach mojej ulubionej pani od picia. Dziś obsługiwał nas jej zawodowy partner, który jest bardziej otwartą osobą i ma w sobie coś z showmana. Zabawiał nas zbierając kasę za picie na okrągłej tacy. Ice lemon tea kosztuje 1,2 S$, więc płacąc 50cio dolarówką może być problem. Ale nie dla naszego pana. Niestety nie mam jego zdjęcia, ale na pewno wkrótce zrobię i zamieszczę.

Yesterday I forgot to present my favourite drink lady in the photos. Today we were served by har partner who is much more open and is a kind of showman. He played with us gathering the money on a round tray. Ice lemon tea costs 1,2 S$ so when you pay with 50 $ note there can be a problem. But not for our drink man. Unfortunately I don't have a photo of him but will take it soon and paste it there.

4/19/2012

FOODCOURT



Dzięki naszemu foodcourtowi na przeciwko biura lunche są prawdziwą przyjemnością. W Polsce raczej nie ma zwyczaju jedzenia jakiegokolwiek posiłku, na pewno nie w biurach architektonicznych. Za to w Singapurze przerwa na lunch jest prawie tak święta jak we Francji.
Wspomniany foodcourt na przeciwko jest mega duży. Ma to swoje zalety i wady, które są tym samym jednocześnie. Tak duży wybór jest bardzo atrakcyjny, ale często zaburza decyzyjność. Około 15 minut zajmuje nam obejście wszystkich stoisk i wybranie swojego dania. Ja raczej nie ruszam się bez dziewczyn, które zawsze mi mówią, co jest ostre lub niedobre. Raz wybrałam bez nich i była to zupa. Nie dość, że, jak już pisałam, jedzenie zupy pałeczkami nie jest proste, to do tego wywołała ona moje pierwsze problemy żołądkowe.
W każdym foodcourtcie jest pan/pani od picia, który/która podchodzi do każdego stolika i zbiera zamówienia na napoje, a następnie je realizuje. Nasza pani nosi charakterystyczną pomarańczową bluzeczkę i nie za dobrze mówi po angielsku, przez co trzyma się ode mnie na dystans. Ja, żeby nie komplikować jej życia, zawsze biorę to samo, czyli ice lemon tea, która jest z resztą jednym z najpopularniejszych napoi i stanowi podstawę lunchu. Pani od picia często stwarza zabawne sytuacje, np chcą mi pomóc przeszukując mój portfel celem znalezienia odpowiedniej kwoty, a potem przestraszona odrzuca wyciągnięte euro (zawsze zapominam je wyjąć, a 20 czy 50 centów wygląda prawie tak samo jak jeden dolar singapurski). Dzisiaj pani od picia zaczęła wkładać mi wydawaną resztę do talerza, czym również się mocno przejęła i w panice pobiegła szukać ścierki.
Poniżej zdjęcia z dziś :)

Thanks to our foodcourt which is in front of FUUR office lunch is a very nice time for me. In Poland we rather don't eat at work or rather not in architectural studios. In Singapore a break for a lunch is almost as importandt as it is in France.
Mentioned foodcourt is quite big. It has it's adventages and disadventages which is sometimes the same. A huge choice of food makes a decision very difficuld. It takes around 15 minutes to decide what to take today. I try not to go without my mates cause they always tell me what is spicy or not so tasty. One time I picked up without them and I took a soup. As you know eating a soup with chopstic isn't easy and what's more I had my forst stomach problesm then.
In every foodcourt you can find a drink man/woman who gathers the drink orders and reaslise them. Our drink woman can hardly speak english so she keeps in a distance form me :) And because I don't want to make her life more complicated I always take the same - ice lemon tea which is a basic lunch drink here. Our drink woman causes a lot of funny situations like one time she wanted to help me and started to look for the coins in my wallet. When she realised that I have only euros then throwed them away or today she started to put the change directly on my plate and suddelny run away looking for a cloth.
Here you are today's pics :)














ice lemon tea :)









4/18/2012

FOOD



Muszę przyznać, że jestem mile zaskoczona, a także wzruszona tym, ile osób czyta mojego bloga i każdy miły komentarz "na privie" sprawia mi ogromną radość. Lubię zaglądać do swoich statystyk, czasem tak trochę z czystej próżności :) Ale biorąc pod uwagę fakt, że nie jestem żadną gwiazdą, ani nawet celebrytką, są one bardzo pozytywne.
W kwestii celebryckości to może niedługo osiągnę taki status, chyba, że przyjdzie dzień, w którym blondynka z Polski znudzi się w Singapurze :) Póki co moja sława trwa i przynosi mi wiele zabawnych sytuacji, a niekiedy kuszących propozycji ;)
Np wczoraj, gdy postanowiłam uczcić wejście do zespołu FUUR zakupem nowej sukienki okazało się, że żadna z moich kart nie jest obsługiwana przez terminal w sklepie, a karte mastercard oczywiście zapomniałam aktywować. Musiałam zatem iść szukać bankomatu. Szybko okazało się to nie aż tak konieczne, bo jeden z chłopaków z obsługi sklepu zaproponował, że zapłaci za moją sukienkę i bardzo na takie rozwiązanie problemu nalegał.

Ale wracając do jedzenia, to tym razem z dedykacją dla Darii. Nie będzie to największy azjatycki hardkor, bo zdjęcia są z niedzieli, a zatem Orchard. Jednak myślę, że warto zobaczyć i to.
NIe będzie zaskoczeniem jak powiem, że większość dań w azji jest mega pikantna. Nie należy w pełni ufać sprzedawcom, którzy twierdzą, że wybrana potrawa nie jest pikantna, bo nasze języki czują inaczej. Jest to też dość indywidualne, ale mój wrażliwy organizm wykrywa każdą mikroilość chilli. Bo generalnie, jak coś ci jest nie tak ze smakiem, to tutaj nie ma zwyczaju zabawy solą czy pieprzem, tylko od razu dajesz znaczną ilość sosu chilli i jest git. Sos chilli jest dostępny zawsze i wszędzie, bez względu na to, czy jesz w foodcourtcie, włoskiej restauracji czy mcdonaldzie.
Ponieważ nie jadam ryb i owoców morza, co w połączeniu z moją nadwrażliwością na ostrość dość komplikuje mi życie, muszę poprzedzić zakup jakiejkolwiek potrawy serią pytań. W niedzielę zapomniałam o jednym z nich, ale panie nakładające były mało rozmowne i zaserwowałam sobie kurczaka chilli z warzywami, również chilli. Gdyby nie Nikhil, nasz hinduski przyjaciel, który uratował mnie puszką pepsi, mogło się skończyć źle, co by było dosyć słabe zważając na mało romantyczne miejsce - centrum handlowe.
Jednakże nauka jedzenia pałeczkami idzie mi prawie tak nieźle jak oswajanie Singapuru. Umiem już spożyć prawie każdą potrawę (nie próbowałam jeszcze zupy, ale to już zdecydowanie wyższy poziom). Przeważnie jednak muszę związywać włosy, zeby nie wracać do biura z lunchu z wołowiną na głowie :)










podanie na liściu bananowca full exotic:)