4/26/2012
WE WENT OUT
Jedną z rzeczy, za które zdecydowanie lubię Singapur to tutejszy rytm dnia. Wyznacza go głównie praca oraz pory jedzeniowe. W przeciwieństwie do Krakowa czy Warszawy każdego dnia zamiast wracać do domu i oglądać serial w internecie na ulice wychodzą tłumy głodnych pracowników i turystów. Czasem różnorodność potraw może być męcząca, szczególnie, jak się wielu z nich nie zna i ciągle trzeba pytać, czy to jest ostre albo czy nie jest krewetką lub rybą.
Mimo sporadycznych problemów wieczorne obiady są fajne. Z okazji ostatniego wyjścia chcę tego posta, ponieważ widzę, że dedykacje dobrze się przyjęły, zadedykować Kasi, która niedługo nas opuszcza i z okazji czego wybraliśmy się na wspólny dinner.
Chinatown obfituje w liczne azjatyckie specjały, ale niestety tutejsza kuchnia jest dość uboga w warzywa. Dlatego od pewnego czasu krążę między wszystkimi budkami w poszukiwaniu czegoś bardziej wege, bo mój organizm bez warzyw nie funkcjonuje. Na szczęście jeden z moich szefów jest wegetarianinem i polecił mi parę miejscówek. Sprawdzę niebawem :)
Z dobrych wiadomości dostałam dziś klucze do biura, więc czuję się jak prawdziwy architekt:)
kokos/coconut
dla smakoszy
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment